Ewa

TYP NOWOTWORU: Nowotwór złośliwy kości
WOLNA OD RAKA: 11 lat

Gdy miałam 12 lat zachorowałam na złośliwy nowotwór kości. Dla całej mojej rodziny był to szok, nie wspomnę już o sobie. Kompletnie nie spodziewaliśmy się takiego scenariusza. Jednak było to wyzwanie, z którym musieliśmy się zmierzyć. Długi czas nikt nie wiedział co mi jest. Lekarze opierali się na wcześniej rozpoznanych diagnozach, choć nie brali pod uwagę faktu, że mogą być one błędne. Z dnia na dzień silny ból nogi dawał mi o sobie znać. Ciężko było funkcjonować na co dzień. Zaczynając od prostej czynności, którą każdy zna – chodzenie. Wymagało to ode mnie wiele wysiłku, który wiązał się z bólem. Kiedy trafiłam na oddział hematologii i onkologii dziecięcej nawet nie wiedziałam co te słowa znaczą. Miałam jednak wielkie pragnienie, żeby ból zniknął.

Pierwszy raz w takim miejscu robi wrażenie. Mnóstwo łysych i małych główek. Dobrze, że mama była obok. Wyjaśniła mi, że to specyficzne miejsce. Trzymała mnie mocno za rękę, żebym czuła się bezpiecznie. Bardzo szybko zostałam przyjęta na oddział. Byłam w szoku, że lekarze potrafią tak szybko działać. Jednak mój przypadek był poważny więc i w taki sposób zostałam potraktowana. Wylądowałam na dwuosobowej sali, w której potem spędziłam cały miesiąc. W końcu ktoś się mną zajął. Dbał o to, żeby noga mnie nie bolała. Podawał różne leki, po to, żebym czuła się lepiej. Po tym długim miesiącu udało mi się wrócić do domu. Był to trudny pobyt. Noc była okupiona płaczem i bólem. Noga dawała o sobie znać, zawsze w nocy. Jednak musieliśmy poczekać na wynik badania. Po dwóch tygodniach spędzonych w domu, znowu wróciłam na znany mi oddział. Trochę się wtedy wydarzyło. Rozpoznano u mnie taki rodzaj nowotworu, na który mało osób zachorowało w Polsce. Jednak lekarze podjęli się leczenia. Z dnia na dzień było jednak coraz gorzej. Ból się nasilał, a najlepsze leki nie działały.

Ta batalia trochę trwała. Pewnego dnia lekarz przekazał mojej mamie informację, że nie widzi dla mnie nadziei na dalsze leczenie. Oczywiście moja mama nie przekazała mi tej informacji, dopiero po leczeniu opowiedziała mi tę rozmowę. W tym momencie moja dzielna mama sama zaczęła o mnie walczyć. W Warszawie znalazła specjalistę, który jeszcze raz przyjrzał się badaniom i znalazł zupełnie coś innego. Pojawiła się szansa by żyć. Lekarze wdrożyli nowy plan leczenia. W międzyczasie pewnej nocy złamała mi się noga. Byłam w wielkim szoku, bo działo się to nagle. Jak się potem okazało złamała się kość od ciężkości guza. Zostałam zagipsowana po sam pas, gdzie w takim stanie musiałam spędzić 7 miesięcy mojego leczenia. Było to dla mnie wielkie wyzwanie, z którym radziłam sobie jak potrafiłam. Dobrze, że dookoła byli wolontariusze, rodzina, przyjaciele, którzy zawsze byli przy mnie i troszczyli się o to, żebym miała siłę i się nie poddawała. Przez kilka miesięcy sukcesywnie zaliczałam kolejne dawki chemii, nie było to łatwe. Ponieważ wiązało się to z powikłaniami, które osłabiały mój organizm. Oczywiście nieodzownym i towarzyszącym elementem był ból, z którym musiałam tak naprawdę nauczyć się żyć.

Czas mijał i w końcu nadszedł czas na operację. Cieszyłam się, bo wiedziałam, że będzie się to wiązało z tym, że gips zostanie ściągnięty i będę bliżej końca leczenia. Nie spodziewałam się jednak, że będę miała amputowaną nogę. W podświadomości myślałam, że tak jak większość dzieci będę miała implant kości. Myliłam się. Byłam przerażona co mnie czeka, wiedziałam jednak, że nie będę miała wyboru. Zaraz po operacji musiałam sprawdzić czy faktycznie prawa strona łóżka jest pusta. Tak się stało. Pociekły mi łzy, w głowie milion myśli co teraz będzie. Jednak kolejne dni pokazywały mi, że można cieszyć się z małych rzeczy pomimo trudnych sytuacji, które spotykają nas w życiu. Bo w końcu po tylu miesiącach mogłam usiąść na łóżku, zjeść normalnie obiad, pójść do toalety. W końcu czułam, że moje ciało zostało uwolnione. Czas rekonwalescencji przebiegał szybko. W głowie miałam jedno małe marzenie. Pojechać do babci na wieś, zobaczyć się z rodziną i przyjaciółmi. Byłam ciekawa jak przyjmą mnie w nowym wcieleniu. Choć byłam tą samą osobą to jednak mój wygląd diametralnie się zmienił. Ale wszyscy czekali. Z tortem, balonami, transparentem i z uśmiechem na twarzy. Takiego powrotu się nie spodziewałam. Potraktowali mnie jak bohaterkę, choć wcale się tak nie czułam. Czas mijał, a ja uczyłam się żyć na nowo. W nowym ciele i z nowymi myślami w głowie. To było najtrudniejsze zadanie – zaakceptować siebie. Przechodziłam przez to w gimnazjum, liceum i dopiero pod koniec studiów potrafiłam stanąć przed lustrem i powiedzieć do siebie, że czuję się piękna i akceptuję swój wygląd. Zajęło mi to 10 lat…

Gdy już się obudziłam i zobaczyłam, że jestem wartościową kobietą. Zaczęłam chłonąć życie jak gąbka. Postanowiłam, że będę wolontariuszką w szpitalu onkologicznym dla dzieci. Studiowałam pedagogikę, więc kontakt z dziećmi był dla mnie ważnym aspektem pracy. Pokochałam to miejsce, dzieci i ich rodziny. Miałam z nimi tyle wspólnego. Czasami nic nie musiałam mówić, bo wszyscy wiedzieli jak jest. To rozumienie bez słów naprawdę wiele potrafiło zdziałać. Jednak było mi mało i założyłam bloga Harapinstory, w którym zaczęłam opowiadać o swojej chorobie, przeżyciach i emocjach jakie mi towarzyszyły. Zauważyłam, że daję ludziom wiele motywacji. To otworzyło mi oczy więc poszłam dalej. Zaczęłam spotykać się z młodzieżą w szkołach i zarażać ich pozytywnym podejściem do siebie. To również przerosło moje oczekiwania. Byłam zdumiona, że tyle osób chce mnie słuchać. W końcu znalazłam się na siłowni. Zupełnie przez przypadek, a doprowadziło mnie do tego, że startuję w zawodach w wyciskaniu sztangi leżąc. Nie tylko w tych zawodach dla osób z niepełnosprawnością, ale też dla tych pełnosprawnych i co najlepsze zawsze wracam z medalem. Moimi pierwszymi zawodami były Mistrzostwa Polski, w których zajęłam 3 miejsce. Od ponad pół roku zaczęłam również trenować martwy ciąg. To wszystko na jednej nodze. Ludzie są zdumieni widząc moje filmiki na Instagramie. Od momentu, w którym zobaczyłam, że moje ograniczenia są tylko w głowie, chciałam robić wszystko to na co wcześniej brakowało mi odwagi. Okazało się, że tak można!

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *