Patryk
TYP NOWOTWORU: Neuroblastoma IV stopnia
WOLNY OD RAKA: 10 lat
Sport uprawiam całe życie! Od małego trenowałem pływanie, waterpolo, sztuki walki. W maju, w wieku 9 lat, zacząłem mieć problemy z przejściem 2 km, dodatkowo towarzyszyło mi przy tym duże zmęczenie, co było dość dziwne. Moją mamę zaniepokoiły te objawy, tym bardziej że byłem badany 3 miesiące wcześniej i wszystko było w porządku. Dzień matki – 26 maja – to dzień mojej wstępnej diagnozy. Byłem załamany w tamtym momencie i jedyne z czym mi się kojarzyła ta choroba to ze śmiercią i popularnym serialem o szpitalu i ciężkich operacjach. Po szybkiej drodze diagnozowania zostałem skierowany do Krakowa, gdzie finalnie byłem leczony.
To tam padły słowa – Neuroblastoma IV stopnia, guz nadnercza, typ: złośliwy, wielkości głowy dorosłego człowieka. Myślałem, że już nic gorszego się nie wydarzy. Całe leczenie guza przeszedłem (dla mnie) w dobrej kondycji, pomijając oczywiście chwile chemioterapii. Zawsze byłem pogodnym człowiekiem i motorem napędowym dla innych, nawet wtedy roznosiłem cały oddział. W listopadzie planowa operacja wycięcia guza zmniejszonego w niewielkim stopniu po chemii. Niestety nie jedyna. W pierwszej dobie po operacji doszło do powikłań – perforacja jelita.
To był początek najważniejszego, najcięższego i najdłuższego maratonu w moim życiu – trwał on 7 miesięcy z czego 5 miesięcy w śpiączce farmakologicznej. Lekarze wraz z rodziną po 20 operacji przestali liczyć. Gdy się wybudziłem i powoli przechodziłem na własny oddech z respiratora, miałem jedyne podczas choroby zwątpienie, czy to ma sens i czy ja kiedyś zobaczę jeszcze swój dom. Pierwsze i jedyne! Pomyślałem sobie, że ja nie chcę tak skończyć i nie zamierzam. Kocham sport, ryzyko z nim związane i naturę. Powiedziałem sobie, że nie ważne ile zajmie mi powrót do sprawności i tak do niej wrócę!
Organizm po tak długim leżeniu przypominał warzywo. Mięśnie trzeba było przygotowywać do nauki chodzenia i funkcjonowania. Pierwsze moje ciężary do podnoszenia to butelka 500ml… Każde rehabilitacje wiązały się z ogromnym bólem, a i mój charakter, który chciał robić większe kroki do postawienia stopy na ziemi, nie pomagał. Podczas pionizacji ze względu na osteoporozę IV stopnia, starła mi się głowa kości udowej, a moje kolana się wykrzywiły. Prawie nieuniknione, gdyż były one bardzo delikatne. Z czasem stan kości się poprawił. Gdy wszelkie zmagania się powiodły, dostałem jasne wytyczne co do mojej aktywności. Rower dopiero za jakiś czas, tylko rekreacyjnie, o nartach proszę zapomnieć, siłownia ewentualnie, żeby się rozciągać i odbudować powoli mięśnie brzucha, które zostały wycięte. Co zrobił Patryk?
Zaczął trenować MTB, przygotowywałem się do maratonu, jeździłem po 200 – 400 km miesięcznie. Wiązało się to nieraz z walką z bólem. Efekty przerosły nawet mnie. Jedno kolano wyprostowało się samo, drugie niestety operacyjnie, osteoporoza zlikwidowana. Jedynie co przeszkadza mi w dzisiejszej codzienności to biodro. Czasem niestety nie pozwala mi wstać z łóżka, ale uważam, że jedynym czynnikiem, który będzie sterował mną jestem JA sam. Wszyscy efekty mojej pracy, a wręcz zafiksowania uważają za kolejny cud zaraz po tym jak przeżyłem te wszystkie operacje. Niestety gdyby nie walka rodziców najpewniej został bym w pewnym momencie odłączony od respiratora. W życiu trzeba walczyć o wszystko, o marzenia, cele. Czasem przychodzi moment, że trzeba wygrać walkę i z rakiem. Wtedy musisz się zaprzeć, trzymać gardę i nie poddawać się! Pilnować swoich marzeń, które będziesz dalej realizował po wyjściu z „ringu”!