#Młodzież

Codzienna walka Dominiki o powrót do zdrowia

„Jestem z moimi lękami zupełnie sama”

Codzienna walka Dominiki o powrót do zdrowia

630 zł z 30.000 zł (2,10%)

Koszty badań specjalistycznych i bieżącego leczenia skutków chemioterapii, terapii psychologicznej, koszty dojazdów do kliniki.

Opis zbiórki

AKTUALIZACJA

18 marca 2024

Jak trudno jest wrócić do normalnego życia po raku, wiedzą tylko Ci, którzy przez to przeszli. Dominika wie to bardzo dobrze:

Teoretycznie leczenie podstawowe choroby nowotworowej zakończyło się. 

Pomimo tego, że do „Przylądka Nadziei” muszę przyjeżdżać raz na pół roku, to na co dzień moje życie podporządkowane jest wizytom u wielu specjalistów. Wiąże się to z dużymi kosztami, na które mnie po prostu nie stać, o obciążeniu psychicznym nie wspominając.

W 2023 roku odebrana mi została renta, ponieważ system nie przewiduje wsparcia dla pacjentów onkologicznych po zakończonym leczeniu, niezdolnych do podjęcia samodzielnego życia. Psychika osób, które 2 lata toczyły nierówną walkę z rakiem, a następnie musiały zmagać się z ogromnymi trudami leczenia podtrzymującego, także wymaga leczenia i odbudowy.

Komplikacje zdrowotne wynikające z leczenia chemią oraz jego skutkami ubocznymi trwają u mnie do dzisiaj.

Ale, żeby zacząć nowe życie, musiałabym uwierzyć, że rak nie wróci. Każdy, odbiegający od normy sygnał „wysyłany” przez mój organizm przeraża mnie.

Podczas leczenia w szpitalu, miałam oparcie wspaniałej onkopsycholożki.

Dzisiaj jestem z moimi lękami, psychiką tkwiącą w przeszłości i trudach leczenia, zupełnie sama. Koszty specjalistycznej pomocy przekraczają moje możliwości.

Czuję się bezradna, nie znajduję pomocy. Chcę ją znaleźć, ale nie mam środków.

Za każde wsparcie będę bardzo wdzięczna.


W październiku 2018 roku zauważyłam opuchliznę na szyi. Podejrzewałam, że to zwykłe przewianie, ale kiedy opuchlizna zaczęła się powiększać, poszłam do lekarza.  Usłyszałam, że to powiększone ślinianki. Lekarz przepisał lekarstwa oraz zalecił dużo pić. Wkrótce złapałam infekcję i znów wróciłam do lekarza. Tym razem dostałam antybiotyk i skierowanie na morfologię. Kiedy odebrałam wyniki, usłyszałam, że są rewelacyjne. Opuchlizna jednak nie zniknęła…

W pierwszy dzień świąt zostałam wypisana do domu. Dopiero na wypisie zobaczyłam, że lekarze podejrzewają u mnie grasiczaka. Wpadłam w panikę. Byłam przerażona i bałam się, co mnie czeka. Nie mogłam przestać myśleć, że być może choruję na nowotwór. Dostałam skierowanie do „Przylądka Nadziei” w celu dalszej diagnozy i na początku stycznia 2019 roku przyjechałam do Wrocławia.

Od razu zaczęła się seria badań w poszukiwaniu mojego wroga. Tym razem lekarze nie podejrzewali grasiczaka, a chłoniaka. W Dolnośląskim Szpitalu czekała mnie biopsja i trepanobiopsja węzłów chłonnych. Wyniki przeszły wszelkie przypuszczenia. Okazało się, że to żaden grasiczak ani chłoniak – to była BIAŁACZKA! Zmartwieni znajomi pisali do mnie smsy i pytali, ile jeszcze życia mi zostało. Ja jednak, zamiast się załamać, postanowiłam wygrać z tą straszną chorobą.

Zaczęła się trudna i długa walka o zdrowie. Wycieńczająca chemia i nauka chodzenia – początek leczenia był dla mnie bardzo trudny. Podano mi chemię oraz sterydy, żeby obkurczyć węzły chłonne. Leki musiałam przyjmować przez wenflon, bo zmiany w śródpiersiu uniemożliwiały założenie broviaka. Leczenie dało mi popalić. Z dorosłego człowieka zmieniłam się w niemowlę. Nie mogłam siadać, obrócić się na łóżku o własnych siłach, ani chodzić. We wszystkim musiała mi pomagać mama, co było dla mnie krępujące i dołujące. Stwierdzono u mnie polineuropatię, czyli głęboki zanik nerwów w mięśniach. Na szczęście odwracalny. Zaczęłam ciężko pracować, żeby stanąć na nogi.

W zaledwie trzy miesiące obudziłam swoje mięśnie i zaczęłam naukę chodzenia na nowo. Zwykle zajmuje to pacjentom nawet 1,5 roku. Początkowo nie umiałam zaakceptować swojego nowego wyglądu. Ciało się zmieniło, a strata włosów była dużym ciosem. W domu wciąż mam mój warkocz. Szybko przestałam się tym przejmować. Moim celem była wygrana walka o życie! Wszystko szło dobrze, ale były też złe momenty, kiedy traciłam nadzieję.

Oprócz problemów z chodzeniem, źle wypłukiwałam się z chemii i miałam stany przedzawałowe. Konieczne było modyfikowanie chemii, ale w czerwcu 2019 roku usłyszałam upragnioną wiadomość. Szpik był czysty i po ponad półrocznym pobycie w szpitalu mogłam wreszcie wrócić do domu!

W lutym 2021 roku znów trafiłam do szpitala. Wtedy pojawił się ból pleców, przepony i problemy z oddychaniem. Objawy przypominały nieco jelitówkę, dlatego byłam pewna, że to zwykły wirus, ale kiedy objawy zaczęły się nasilać, trafiłam na SOR w Nysie. W mojej opłucnej znajdowała się woda, a w krwi podejrzewano obecność blastów. Byłam pewna, że białaczka wróciła. Szybko trafiłam do „Przylądka”, gdzie znów czekała mnie masa badań i leków. Podawano mi tlen i morfinę. Wkrótce jednak okazało się, że przyplątała się kolejna infekcja grzybicza płuc, a szpik po prostu się odbudowuje.

Następnym zmartwieniem była ferrytyna, która odłożyła się na wątrobie po wielu wlewach krwi, była bardzo uparta i niestety nadal z nią walczę.

Na dzień dzisiejszy borykam się z wieloma powikłaniami po leczeniu, jakimi są osłabienie mięśni jak i stawów, które po chemii nie chcą współpracować i się buntują, co utrudnia mi funkcjonowanie na co dzień. Osłabiony wzrok który po leczeniu miał wrócić do normy, a wada ciągle się pogarsza, co wiąże się z częstą wymianą okularów. Zaburzenia neurologiczne, stłuszczenie organów wewnętrznych, jak i problemy skórne.

Pod koniec 2022 roku wykryto u mnie kolejne powikłanie, jakim jest insulinooporność, co wiąże się z jeszcze większą ilością przyjmowanych leków, jak i specjalistów na mojej liście, których muszę odwiedzać regularnie.

Przekaż 1,5% podatku
Nr KRS 0000581036
Cel szczegółowy Dominika Grześko
Krok 1 - Wskaż kwotę wsparcia
Krok 2 - Wybierz metodę płatności
Krok 3 - Podstawowe informacje

Podsumowanie darowizny: 50,00 zł